letra de no name fuck the fame - recenzja - piotr zwierzyński
koniec roku obfituje zawsze w masę wszelakich podsumowań. taki stan rzeczy występuje również w świecie rapowym, dzięki czemu redaktorzy najróżniejszych serwisów przygotowują dla nas dziesiątki rankingów. od płyty roku po największe rozczarowanie – przekrój kategorii jest olbrzymi. co roku pojawia się jednak grupa artystów, która próbuje uprzykrzyć im życie, datując premiery swoich alb-mów na drugą część grudnia. nie ma co ukrywać, że duet producencki no name full of fame postanowił uczynić ze swojego projektu idealny prezent gwiazdkowy dla wykwintnych koneserów rapu i twardy orzech do zgryzienia dla tworców podsumowań roku 2015
siwski i tykshta – bo o nich tu mowa, po dobrze przyjętym podziemnym materiale wydanym w 2012 roku postanowili iść za ciosem, czego efektem było wstąpienie w szeregi step records. to tam wstępnie ukazać miał się alb-m „no name f-ck the fame”, jednak jak to często w środowisku rapowym bywa, coś poszło nie tak i w marcu tego roku rzucone zostało hasło – „szukamy wydawcy”. na odpowiedź nie trzeba było długo czekać i dzięki współpracy z urbanrec mam przyjemność trzymać w dłoni alb-m zielonogórskich producentów
jeżeli szukałeś brudnych, surowych brzmień okraszonych skreczami czołowych dj’ów w polsce – trafiłeś w dobre miejsce. nie bez kozery mówię tu o czołówce krajowej, bo do „no name f-ck the fame” swoje trzy grosze dorzucili tacy gracze jak dj perc, dj te, dj danek, dj flip czy dj noriz. robi wrażenie? singiel promujący alb-m – „to miasto nienawidzi nas” napawał mnie nadzieją, że pod względem brzmieniowym alb-m ten pocieszy ucho słuchacza, który z utęsknieniem spogląda na nagrywki, przy których przyszło mu się wychować, mając przy tym powoli dość napadów „niuskulizacji” w naszym kraju. po odsłuchu całości utwierdziłem się w tym przekonaniu i wiem, że moje wstępne przypuszczenia były trafne. szkoda, że przykładu z dwójki gospodarzy i plejady producentów nie wzięli wszyscy goście wokalni, bo mógłby to być z pewnością jeden z kandydatów do top 10 tego roku
scena to obszar szpanu, wioska dla mitomanów
mają życie jak w madrycie, tylko że nie w realu
a jeżeli mowa o gościach, mamy tu gromadę… zupełnie odmiennych osobowości. od słynących z bezkompromisowych linijek laikike1 i jeżozwierza, po często nostalgicznych rovera i cirę. od starych wyjadaczy, którzy z niejednego pieca już chleb jedli – piha i pyskatego, po młodziaków, którzy do szerszego grona słuchaczy przebili się dopiero w tym roku – otsochodzi i jnr’a. krótko mówiąc, każdy powinien znaleźć tu coś dla siebie. jak już wspominałem pierwszy z singli promujący alb-m „to miasto nienawidzi nas” to bez wątpienia popis muzyczny nnfof. gdy dodamy do tego dobór gości możemy mówić o jednym z najmocniejszych numerów na płycie. bonson będący w najlepszej formie od dawna (no dobra, on zawsze jest w formie), któremu wtóruje green i tak naprawdę zupełnie nie odstaje kładąc raz po raz bardzo trafne i mocne linijki. szczerze mówiąc, posłuchałbym jakiegoś dłuższego materiału od tej dwójki. przed zakończeniem roku i wypuszczeniu kolejnego levelu, przypomnieć o sobie postanowił również laikike1, dla którego wpierdolenie większości graczy na alb-mie to „normalna sprawa”. przed szereg wysuwa się również reprezentant młodego pokolenia – otsochodzi. janek, który przyzwyczaił mnie do swojego leniwego flow, zaskoczył pozytywnie dając numer, który pięknie wtóruje pod ten brudny styl prezentowany w bitach gospodarzy, przyznam się, że tego się nie spodziewałem. co kłuje w uszy? wciskani na większość projektów i co gorsza w duecie, białostoccy raperzy hukos i cira. ich kolejne featuringi wydają się być powtórzeniem poprzednich i przez swoją monotonność, dają odczucie znudzenia. pole do popisu będą mieli również przeciwnicy kobiecego rapu, gdyż najbardziej urokliwa i zarazem najbardziej uzdolniona reprezentantka tej sceny zawiodła po całej linii. gdy tylko zobaczyłem jej pseudonim wśród gości, byłem pewien, że to się nie sprawdzi i po odsłuchu przy tym zdaniu zostaję. zdecydowanie bardziej wolę ją w tej „kokieteryjnej wersji”
na świeżo po odsłuchu jestem w stanie stwierdzić, że jest to kandydat do jednej z najlepszych producenckich płyt roku, a to z racji tego, że zapewne przez nadmiar premier zapomniałem zapewne o którymś z tytułów, który mógłby mu się równać. jak każda płyta producencka ma swoje wzloty i upadki, lecz co powinno cieszyć gospodarzy, to drugie jest raczej zasługą autorów tekstów a nie ich samych. mimo wszystko jest to przyjemna pozycja i jestem pewien, że do większości utworów będę jeszcze wracał
płytę wciąż można zamówić na urbancity
letras aleatórias
- letra de right here - trent bell
- letra de d'outro jeito - kayuá
- letra de descapotável - três tristes tigres
- letra de pain 1993 - drake
- letra de fruit - tapestry
- letra de my letter to worry - the defrauders
- letra de air force ii - dusy & basi
- letra de keesje - bots
- letra de sunrise (intro) - p-trill
- letra de is it ok? - izzy kershaw